Jestem po tygodniowym rendez vouz, i pieprzę stare znajomości, które okazały się kija warte. Przez ten tydzień zdążyłam być na weselu, zrobić poprawiny wesela z kolegami nad jeziorkiem i na grillu, gdzie smieli się ze mnie, że obalilam całe wino na raz. :D zdążyłam z sukienki weselnej wyskoczyć raz dwa w glany i ciuchy wojskowe by wybrać się o 3 w nocy do mojego byłego na ryby, gdzie znowu mnie wkurwil, potem powrót do kolegi z wesela na wieś i cały dzień gnicia w łóżku u jego i jego znajomych meneli, wspólne myśli samobójcze i lykanie tabletek na uspokojenie. Taxi do mnie na wieś 120 zł, postój w ulubionym barze i walenie ulubionych drinków (pincolada) skąd zabrał mnie inny znajomy na imprezę, gdzie przekonałam się, że moi kumple od zawsze mieli kiepskie intencje. Zrywam kontakt raz na zawsze. Ucpali mnie, wykorzystali na kasę. Nigdy więcej, w dodatku ziomek puścił filmik, na którym pieprzylam się z moim byłym (Grzesiem pijusem). Walić to, taxi na powrót, do kolegi, nawet alkohol nie wchodził, moralniak, kolegę z wesela w sobie rozkochalam, chciał mnie nawet zabrać do Francji. Ratujemy się razem, pieprzymy o śmierci, wiem, że jestem w centrum spisku byłych kolegów (Walić ich!!!). Głupie telefony do byłego, że go kocham, że się ogarnę, żeby wrócił, że go kochać będę zawsze. A on mnie wali w dupę, na tak samo zero moralności i wyobraźni co ja. Szykuję szubienice, bo mnie nie chce. U obojętność, zero picia juz. Szkoda pieniędzy i zachodu. Podobno jestem piękna, każdy mnie chce, każdy mnie chce przeleciec, powinnam być dumny szkoda mnie. Nocka w hotelu, bo sił na powrót do domu brak. Przez internet zapoznalam kilku kolesi, małe rendez vouz w hotelu, piwko. I koniec. Mam dosyć, dostałam ostatnią szansę w pracy, poszłam tam odpowiedziałam kierowniczce jak jest źle. I tak mamy u niej dobrze. Życie jest piękne, pieprzę wszystkich, którzy mnie zdradzili, a zrobili to wszyscy na raz, dlatego nie mogłam się otrząsnąć. Mam burdel w glowie jak to ja, ale wale styl życia menela, w którym tkwilam od miesięcy. Mam prawdziwą przyjaciółkę i kilka koleżanek, reszta niech cieszy się, że nie jestem msciwa, bo za to wszystko, co mi zrobili, powinni zostać wywiezieni gdzieś w las do Afryki. Bawię się dalej, ale już sama, o nikogo nie zabiegam, a mój najdroższy niedoszły mąż kiedyś wyciągnie do mnie rękę, jak zostanie całkiem sam, bez pieniędzy, bez rodziny i bez kobiety, przeklęty i zarzygany gdzieś w rowie. Kocham i zawsze będę, podobno. Jesteśmy siebie absolutnie warci, ale kit z tym. Zaczynam od nowa.
Jestem po tygodniowym rendez vouz, i pieprzę stare znajomości, które okazały się kija warte. Przez ten tydzień zdążyłam być na weselu, zrobić poprawiny wesela z kolegami nad jeziorkiem i na grillu, gdzie smieli się ze mnie, że obalilam całe wino na raz. :D zdążyłam z sukienki weselnej Pokaż całość